Zdjęcie w służbie pióra

Ciągle odnajduję na swojej drodze nowe rzeczy. Uczę się cały czas i jak to moja Mama dzisiaj powiedziała, całą sobą hołduję myśli "wiem, że nic nie wiem". Od olśnień, które ocierają się o zupełnie innowacyjne sposoby na terapie, przez zupełnie nowe pomysły na konstrukcję domu (w ramach wyobraźni oczywiście, nie obliczeń), po drobne narzędzia, które rewolucjonizują najmniejsze rzeczy w mojej pracy a czasem życiu.



Niedawno pisałam o wielkim projekcie jakim jest NaNoWriMo i temat, który dzisiaj chcę poruszyć urodził się właśnie w tamtejszej społeczności.
Od lat coś tam sobie skrobię na komputerze, w zeszytach, buduję światy, osobowości. Zawsze wiem kim są i nawet jeżeli nie mam od początku zbudowanej ich historii, nigdy nie miałam problemu z uzupełnieniem tych luk i dopasowaniem ich do źródeł zachowań, miłości czy niechęci dzieci mojego umysłu. Kiedyś, kilkanaście lat temu posiadałam jeszcze duży zeszyt A4, w którym opisywałam mitologię, historię, a nawet rysowałam mniej lub bardziej udane ilustracje, które miały być poglądowymi obrazami postaci, które chciałam ożywić. Na tamtym etapie tworzenie tego zeszytu jednak nie było prawdziwym wstępem do faktycznego aktu twórczego. Te postaci nigdy nie ożyły, nie wyszły poza pierwszą scenę, w której dwie osóbki mają wkroczyć do niewielkiego miasteczka, które tuli się pomiędzy łagodnymi pagórkami, w dolince leżącej u ich stóp. Ten zeszyt był pełnym prokrastynacji tworem, którym zastępowałam pisanie. To właściwe. 
Pamiętam dzień, w którym postanowiłam pozbyć się tego zeszytu. I pamiętam też, że to był ostatni raz kiedy zastosowałam grafikę we wsparciu do pisania. Wygląda na to, że bardzo źle mi się skojarzyło, a to skojarzenie werżnęło się w moją świadomość i ugruntowało sie jako stereotyp "albo piszesz, albo rysujesz".
Przy okazji tegorocznego NaNo, na forum polskiego regionu odkryłam temat o obcobrzmiącym tytule "Fancast". Nie jestem łosiem językowym, wiem co oznacza ten zlepek wyrazów, ale nie mogłam umiejscowić tego w kontekście pisania. Idea okazała sie prosta, znowu jak drut. W temacie tym, w ramach rozrywki użytkownicy prezentowali zdjęcia aktorów, których najchętniej widzieliby jako odtwórców swoich postaci. Taka zabawa, w której było masę kolorowych zdjęć, wiele różnych ujęć jednego aktora, które satysfakcjonowały autora. Zdjęć, które oddawały ich wyobrażenie swoich literackich dzieci.
Przeglądałam to i czułam jakby ktoś tłukł mi młotkiem do mięsa po głowie.
Oczywiście mam pełną świadomość, że ja zobaczyłam w  tym temacie zupełnie coś innego niz jego twórcy, a przynajmniej moje egocentryczne ego Syntetyka tak uważa. Odkryłam w nim może nie tyle brakujące ogniwo, ale potężne narzędzie w pisarstwie. I sama dla siebie, usiadłam i wypisałam sobie punkt po punkcie co takiego odkryłam.

Wizualizacja

No to akurat jest aksjomatem, prawda?
Ale tak po prawdzie ilu z piszących, lub próbujących pisać tworzy prawdziwą, zupełną bazę bohaterów? Dotarło do mnie, że wyszukiwanie odpowiednich zdjęć, może znakomicie uzupełnić taką bazę. Utworzy pewne dodatkowe powiązanie skojarzeniowe pomiędzy myślą a obrazem, co niezmiernie ułatwi utrwalanie kształtu naszych bohaterów. To bardzo pożądane, bo nawet jeżeli tego nie zauważamy, czasem postaci zmieniają się w trakcie pisania nie dlatego, że przechodzą akurat planowany przełom, ale dlatego, że po prostu mieliśmy dłuższą przerwę, lub mamy melancholijny dzień i złoczyńca mięknie nam, jak kolana nastolatki na widok Bibera, zamiast twardo stąpać po trupach swoich wrogów.


Prokrastynacja rysownicza

Coś o czym wspomniałam wcześniej. 
Mogłoby się wydawać, że własnoręczne tworzenie szkiców jest o wiele lepsze. Owszem udowodnione jest głębsze działanie w kwestii tworzenia powiązań neuronowych, zaangażowania manualnego i wzrokowego. W moim jednak przypadku, ponieważ lubię rysować i miewam napady niekontrolowanej twórczości, skończyło się to właśnie zeszytem prokrastynacji, który wyhamował moją pracę nad docelowym projektem - tekstem. O ileż bezpieczniej dla ludzi takich, jak ja jest wyszukać adekwatne ilustracje i zdjęcia?

Realizm

Nasza wyobraźnia to boskie narzędzie. Jednak nie wyciągniesz z niej niczego, czego już gdzieś nie widziałeś. Owszem, praca nad uważnością i wewnętrzną ciszą (o tym głębiej kiedy indziej) pozwala zapamiętać nam więcej szczegółów. Jednak należy pamiętać o tym, że nie zawsze zakodujemy to, co na przykład za rok byłoby nam przydatne. Powszechnie mówi się, że najlepiej pisać o tym, co się zna. Sparafrazowane własne doświadczenia, otoczenie, ludzie. Jednak ile byśmy lat po świecie nie chodzili, nie widzieliśmy całego spektrum osobowości, urody, mimiki, ruchu. Dlaczego mielibyśmy sobie odmawiać wzorów, na podstawie których stworzymy naszych bohaterów? A skąd te wzory? Zdjęcia! Filmy! Łatwiej tworzyć spójne lokacje, kiedy masz materiał, na którym sie opierasz. I owszem, można się sprzeciwić i powiedzieć "ja wiem, jak wygląda mój świat". I wierzę w to. Tym co poddaję w wątpliwość jest to, czy znasz od deski do deski architekturę tej drobnej uliczki, w której nocą przemyka złoczyńca, i w której umiera miłość :P.

Inspiracja

Wielokrotnie mamy gotowe obrazy, w kórych obsadzamy postaci. Wiemy kim mają być, jak się zachowywać, jak uśmiechać, jak mówić. I, moim zdaniem, właśnie w momencie, w którym wydaje nam się, że są dokonstruowani do granic możliwości, warto usiąść do Pinteresta. Poszukać zdjęć, które pasowałyby do naszego bohatera. Zaręczam każdemu, kto czyta ten tekst, że w końcu trafi na zdjęcie, którego ładunek emocjonalny coś wniesie do tej kompletnie już zbudowanej postaci. A jak trafi się naprawdę dobrze - może dokumentnie przewrócić tę konstrukcję do góry nogami! Warto dać się porwać takim myślom. Nawet jeżeli nie zmienisz obecnego profilu tej postaci może się okazać, że powstała idea na kolejną, lub na zupełnie nową książkę.

Szczegóły, szczegóły

Poniekąd zawiera się po trochu w punkcie powyżej, ale chciałam bardziej skupić się na szczegółach. Odsuwając na bok rewolucje, którą mogą wywołać znalezione grafiki, mogą się one stać sposobem na problematyczne elementy bohaterów i miejsc, które nijak nie chcą nam same się rozwiązać. Przykładowo możesz mieć problem z mimiką głównego antagonisty, nie chcesz wkleić mu na ryjka "szatańskiego demonicznego uśmiechu, rodem z odmętów zła wcielonego". Poszukaj w sieci, poszukaj grafik. Zadziwiające jak wiele jest wyrazów twarzy, które mogą okazać się dla ciebie idealne, a przy okazji to fantastyczne ćwiczenie w opisywaniu tych nieoczywistych, subtelnych elementów relacji, które łączą ludzi. A my przecież chcemy, żeby nasi bohaterowie byli kimś, w kogo łatwo uwierzyć. Z kim można się identyfikować. Bo czyż rechoczący wciąż złowrogo przeciwnik naprawdę wzbudza emocje inne niż rozbawienie?

Nie są to rzeczy szczególnie wymagające, prawda? A jednak mogą się okazać rewolucyjne.
Odkryłam, że poszukiwanie pasujących do naszego wyobrażenia zdjęć, nie dość, że stanie się cudownym dodatkiem do tworzonych baz, punktem zaczepienia, kiedy wraca się do danego bohatera, ale także ma wpływ na jego rozwój, sposób w jaki zareaguje na konflikty, na zmiany, na przełom. Wyobrażanie sobie bez wsparcia, jakby to wyglądało nie jest złe, jeżeli autor posiada doświadczenie i w osoczu ma konsekwencję zamiast krwinek. A co jeżeli nie ma doświadczenia? Jeżeli nie wie jak to jest? Lub zwyczajnie chciałby pisać, a nie ciągle grzebać niepewnie w pamięci i zastanawiać się w locie czy zachował spójność? 
Myślę, że czasy, kiedy twórca musiał być artystą udręczonym już dawno minęły, a grafika w sieci to potężne narzędzie, które bardzo chciałabym podsunąć każdemu, kto je przytuli do serca.

Na koniec pozostawię was ze zdjęciem, które siedzi mi w pamięci od kilku dni. I bardzo ciekawi mnie czy widzicie w nim to samo co ja?




---
Foto: Photo by Alice Achterhof on Unsplash
Foto rudzielca: Pinterest/ 500px.com

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bracia

Powieść w miesiąc?

Jasmine